„Nie ma nic lepszego niż Corsina w gazociągu” – zwykł mawiać
mój przyjaciel Krzysiek, od którego kupiłem miesiąc temu Opla Corsę B z
silnikiem 1.2l 16V i instalacją LPG. Po przejechaniu tym samochodem już ponad
700 kilometrów muszę przyznać mu rację.
![]() |
| Fot. własne |
Mając już w garażu 30-letnie BMW – które mimo że nie jeździ
od października, a i tak generuje koszty – postanowiłem, że w przypadku auta
służącego na co dzień skupię się na kosztach. Wymagań względem daily nie miałem
prawie żadnych – im tańsze w zakupie i utrzymaniu, tym lepiej. Podążając więc
za głosem portfela, za równowartość mniej więcej 1/3 mojej miesięcznej pensji
kupiłem Corsę…
![]() |
| Fot. własne |
Pierwszy rzut oka na obłą i niewielką karoserię ukazuje 73
odcienie czerwieni, rdzę i złe spasowanie elementów nadwozia. Skupmy się jednak
na zaletach Corsiny – a kilka ich jest. Przede wszystkim są to wymiary
zewnętrzne. Podróżując sam po mieście i mieszkając na zatłoczonym osiedlu
docenia się niewiele ponad 3,7 m długości i 1,6 m szerokości. Czasem aż trudno
uwierzyć, że da się zmieścić w niewielką szparę między dwoma samochodami, a
jednak. W wysiadaniu trochę przeszkadzają długie drzwi, ale taki urok
samochodów dwudrzwiowych. Plus jest taki, że gdy ktoś pyta mi się, jakim autem
jeżdżę mogę powiedzieć, że dwudrzwiowym i czerwonym. Wiadomo, że takie są
najszybsze. Tym co okazało się dużym plusem – o czym przed zakupem nie zdawałem
sobie sprawy – jest szyberdach, który nawet nie cieknie. W trasie okazuje się
idealnym rozwiązaniem wobec braku klimy. Nawet rdza może się w niektórych
momentach okazać sprzymierzeńcem. Gdy ostatnio urwało mi się boczne mocowanie
zderzaka, wystarczyła jedna trytytka, by naprawić auto. Z drugiej strony trzeba
z tą rdzą walczyć, wobec czego czeka mnie w najbliższym czasie wymiana poszyć
progów i jednego błotnika.
Lepiej kondycja auta wygląda od strony technicznej.
Krzysiek, od którego kupiłem Corsę jest z wykształcenia mechanikiem i podobnie
jak ja wielkim fanem motoryzacji. Wie więc jak ważne jest dbanie o sprawność
samochodu. Wobec tego wiedziałem, że filtry i oleje były wymieniane na czas.
Kilka miesięcy wcześniej zrobiono przednie hamulce, a silnik przeszedł trzy
lata temu generalny remont.
![]() |
| Fot. własne |
Tym co w największym stopniu przekonało mnie do zakupu był
fakt, że samochód posiadał instalację LPG. Będąc przyzwyczajony do tego, że na
każde 100 kilometrów Jolka spala jakieś 15 litrów benzyny, jestem miło
zaskoczony, gdy podjeżdżam pod dystrybutor Corsą. Koszt zatankowania pełnego,
35-litrowego zbiornika kształtuje się między 65-75 zł w zależności od ceny
gazu. Serce całe się raduje, gdy człowiek uświadomi sobie, że koszt
przejechania 100 kilometrów wynosi 16 zł. Z tyłu głowy wiem, że rok wcześniej
były wymieniane wtryski, butla i zregenerowano parownik, więc instalacja
wytrzyma jeszcze kilka lat.
Właściwości jezdne jak na 20-letnie auto klasy B nie okazują
się najgorsze. Zawieszenie nie pływa i nie dobija na nierównościach. Układ
kierowniczy jest precyzyjny i lekko działa. Lewarek precyzyjnie przerzuca
biegi. Jedyny zarzut może jaki mogę mieć
dotyczy ciasnego zestopniowania skrzyni biegów. Sprawdza się to dobrze w
mieście, bo 65 wolnossących, karmionych gazem koni mechanicznych bierze się do
galopu dopiero od około 3000 obr/min. Krótka skrzynia w warunkach miejskich
pomaga więc rozpędzać się sprawnie pomiędzy światłami. W trasie sytuacja
wygląda gorzej, ponieważ przy prędkości 100 km/h na piątym biegu silnik kręci
się z prędkością 3100 obr/min. W miarę komfortowa jazdy kończy się powyżej 120
km/h, wówczas zaczyna się walka o przetrwanie.
![]() |
| Fot. własne |
Wnętrze jest typowym przykładem niemieckiego designu z lat
90. ubiegłego wieku. Jest więc prosto, czytelnie i… czarno. Ze względu na brak
jakiegokolwiek wyposażenia liczba przycisków i pokręteł jest skromna i znajdują
się one dokładnie w tym miejscu, w którym się ich intuicyjnie szuka. Na desce
rozdzielczej przeszkadza głównie to, że przepaliła się jedna z żarówek
podświetlających prędkościomierz, więc jadąc w nocy widzę tylko wyskalowanie od
prędkości 100 km/h w górę. Kolejnym dowodem na to, że elektryka „żyje własnym
życiem” pozostaje fakt, że w momencie zapalenia świateł gaśnie podświetlenie
komputera pokładowego, który staje się tym samym kompletnie nieprzydatny. O
miejscu na tylnych siedzeniach nie będę opowiadał, bo nikomu nie dane było
jeszcze na nich podróżować, ale sądząc po ilości miejsca na nogi – szału nie
ma. O bagażniku nie sposób napisać z kolei więcej, niż to, że po prostu jest.
Ze względu na umieszczenie zbiornika gazu we wnęce na koło zapasowe, to
wylądowało w pokrowcu w przestrzeni bagażowej, skutecznie zajmując znaczną jej
część.
Podsumowując, Corsa w gazie jest najlepszym na co mogłem
trafić szukając niskobudżetowego samochodu. Trudno o lepsze połączenie
niewielkiej ceny zakupu i symbolicznych kosztów eksploatacji. Niezapomniane są
też twarze przechodniów – cały czas zastanawiam się czy
uśmiechają się do mnie, czy to wyraz współczucia, że jeżdżę takim autem…




Komentarze
Prześlij komentarz