Ostatnio byłem na zawodach driftingowych w Koszalinie. Po
raz kolejny zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie. W ich trakcie zacząłem się
zastanawiać, jakie jest miejsce driftingu w świadomości przeciętnego Polaka?
Doszedłem do wniosku, że mogłoby być z tym lepiej…
![]() |
| Fot. własne |
Szeroko pojęty motorsport nigdy nie znajdował się na
szczycie zainteresowań naszego społeczeństwa. Najpopularniejszą jego formą jest
niezaprzeczalnie żużel, głównie za sprawą wieloletniej tradycji i sukcesów
Tomasza Golloba, Jerzego Szczakiela oraz polskiej drużyny narodowej.
Zainteresowanie Polaków budzi także Formuła 1, ale tylko wtedy gdy w wyścigu
startuje Robert Kubica. W innych przypadkach Królowa Motorsportu schodzi z
piedestału. Ugruntowaną pozycję posiadają rajdy – Sobiesław Zasada, Krzysztof
Hołowczyc, Leszek Kuzaj czy Kajetan Kajetanowicz znani są nie tylko fanom
motorsportu, lecz również każdemu, kto w jakikolwiek sposób interesuje się
sportem. WSMP, WMMP, GSMP czy rallycross – zawodnicy startujący w tych seriach nieobcy
są tylko osobom blisko związanym z dyscyplinami samochodowymi bądź
motocyklowymi. Gdzie w tej mozaice jest miejsce dla driftingu? W końcu dzięki
kilkunastoletniej historii tego sportu nad Wisłą udało się osiągnąć wiele.
Historia polskiego driftingu rozpoczęła się w 2004 r. i
nierozerwalnie wiąże się z postacią Macieja Polodego. Pierwszym z ważnych
wydarzeń była wygrana Polodego podczas zawodów Drift Challenge rozgrywanych na
niemieckim torze Hockenheim. Kierowca 200-konnego Forda Escorta MK2 wykonał
najlepszy przejazd pokonując drifterów głównie z Niemiec i Szwajcarii. Kilka
miesięcy później Polody przeniósł drifting do Polski. Dnia 3 października 2004
r. na Torze Poznań odbyły się pierwsze zawody. Mogły startować w nich samochody
nie tylko z napędem na tył, stąd na starcie pojawiły się Subaru Impreza oraz
Rover 200. Dominowały jednak BMW – E30 oraz E36. Pojawiły się również Ford
Taunus Coupe oraz Fiat 125p. Zawody składały się z dwóch części. Pierwsza
polegała na wyjaśnieniu zawodnikom, czym jest drifting i próbie kręcenia
bączków wokół trzech pachołków. Zasadnicza część zawodów polegała na
przejechaniu jednego zakrętu na części kartingowej toru. Zawody wygrał Przemysław
Jańczak w BMW E30.
![]() |
| Fot. własne |
Kolejne lata to dynamiczny rozwój tego sportu. Zaczęły
pojawiać się nowe ligi, jak Toyo Drift Cup
czy zawody BMW Drift Cup. Z sezonu na sezon rósł poziom startujących
zawodników. Co róż pojawiali się nowi kierowcy. Przez kilka pierwszych sezonów
normą było startowanie samochodem, którym przyjechało się na zawody. Początkowo
modyfikacje nie były szerokie – podniesienie mocy, zwiększenie skrętu kół,
zaspawanie dyferencjału, zamontowanie hydraulicznego ręcznego. Ewolucję
samochodów driftingowych znakomicie obrazuje Fiołek, czyli Nissan 200SX
Bartosza Stolarskiego. Jeden z najbardziej utytułowanych Polaków w historii
tego sportu początkowo startował niemal seryjnym samochodem z fabrycznym SR20
pod maską. Spójrzmy na to auto dzisiaj – karoseria z laminatu, pełna klatka
bezpieczeństwa, LS turbo o mocy ponad 1000 KM pod maską.
Drifting to jednak nie tylko coraz lepsze samochody. To
przede wszystkim kierowcy. Oprócz wspomnianych Polodego, Jańczaka i
Stolarskiego, którzy na stale zapisali się w historii tej dyscypliny, tory
poznały również wielu innych charyzmatycznych i uzdolnionych kierowców. Paweł
Trela, Marcin Mospinek, Maciej Bochenek, Grzegorz Hypki, Wojciech Łubkowski – bez
nich polski drifting nie byłby w tym miejscu, w którym jest teraz.
![]() |
| Fot własne |
Mozaika polskich drifterów okazuje się przebogata. Kuba
Przygoński znany głównie ze startów w Rajdzie Dakar jest również Driftingowym
Mistrzem Polski. Z sukcesami ze starszymi zawodnikami rywalizują 13-letni
Daniel Bogucki za kierownicą BMW E30 oraz 14-letni Jaś Borawski startujący
Nissanem Skyline R34 o mocy 650 KM. Bartosz Ostałowski znalazł się na ustach
całego świata, gdy wystąpił u boku Richarda Hammonda w jednym z odcinków
pierwszego sezonu Grand Tour. Kierowca zasiadający za kierownicą Nissana Skyline
udowodnia, że do odniesienia kariery w motorsporcie nie potrzeba rąk. W wyniku
wypadku motocyklowego stracił obydwie ręce, jednak nie zrezygnował z marzeń i
dziś na równi startuje z innymi drifterami. Kolorytu lokalnej scenie
driftingowej dodaje też postać Jakuba Tatary, szerzej znanego jako Musk. Był on
głównym aktorem głośnego filmiku, w którym driftował swoim BMW E36 (zwanym
Oprawcą) po ulicach Łodzi. Można śmiało nazwać go driftingowym celebrytą,
ponieważ mimo że wielu sukcesów w zawodach nie odniósł, wszyscy wiedzą, kim
jest Musk. Duża w tym zasługa Style Bangers, czyli jego ekipy, która wychodzi z
założenia, że im niżej tym lepiej. Na krajowej scenie driftingowej obecne są
również kobiety, a wśród nich m.in. Ola Fijał, Blanka Turska, Kasia Zdyb czy
Aga Percz. Na miano królowej polskiego i w dużej mierze również europejskiego
driftingu zasługuje natomiast Karolina Pilarczyk. Zawodniczka startująca
różowymi BMW E36, a później Nissanem 200SX od początku swojej kariery udowadnia,
że może z sukcesami rywalizować z mężczyznami.
![]() |
| Fot. własne |
Wymienieni wyżej drifterzy, a także setki innych osób
zajmujących się tym sportem przez kilkanaście lat jego istnienia nad Wisłą
dzięki swojej determinacji i ciągłemu stawianiu sobie coraz wyższych celów
udowodnili, że jeśli chodzi o ten sport jesteśmy światową potęgą. Od lat mówi
się, że w Polsce mamy trzecią najsilniejszą ligę narodową, ustępującą tylko
Formule Drift w USA oraz D1 Grand Prix w Japonii. O sile krajowego podwórka
świadczą sukcesy odnoszone przez Piotra Więcka za oceanem. W zawodach Formuly
Drift nie startują przypadkowi kierowcy. Międzynarodowe towarzystwo z różnych
zakątków świata rywalizuje o miano mistrza serii i nieoficjalny tytuł
najlepszego driftera sezonu na planecie. Więcek, będący 3-krotnym mistrzem
Drift Masters Grand Prix, w swoim debiutanckim sezonie FD uzyskał tytuł najlepszego
debiutanta i jako jeden z trzech kierowców w historii tej ligi wygrał rundę w
swoim pierwszym sezonie startów. W sezonie 2018 poszło zdecydowanie lepiej.
Uplasował się na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej ustępując miejsca
Jamesowi Deanowi i Fredricowi Aasbo. Jednak nie tylko wyniki Więcka świadczą o
sile polskiej ligi. Tacy zawodnicy jak Adam Zalewski, Paweł Borkowski, Grzegorz
Hypki, Paweł Trela czy Dawid Karkosik znaleźliby się w gronie faworytów do
wygrania zawodów, nieważne pod jaką szerokością geograficzną by startowali. Warto
również wspomnieć o osiągnięciach Pawła Korpulińskiego. Kierowca BMW 1 coupe
poza zdobyciem tytuły mistrza Drift Open w 2015 r. jest także driftingowym
mistrzem i wicemistrzem Szwecji. W aktualnym sezonie wszystkie znaki na niebie
i ziemi wskazują, że zdobędzie tytuł mistrza Nordic Drift Series, czyli
mistrzostw Danii.
Rozwój driftingu powoduje, że w kraju powstaje coraz więcej
lig. Obok Driftingowych Mistrzostw Polski organizowanych w klasach PRO, PRO2,
kobiet oraz drużynowej, najpopularniejszą ligą jest Drift Open. Ponadto
organizowane są także zawody Drift Trophy. W różnych zakątkach kraju można
spotkać również pojedyncze imprezy pucharowe. Ponadto na polskiej ziemi wyrosło
Drift Masters European Championship (znane wcześniej jako Drift Masters Grand
Prix). Najsilniejsza liga driftingowa w Polsce, która ewoluowała w zawody rangi
mistrzostw kontynentu. Startują tam najlepsi z najlepszych (nie tylko z samej
Europy, ale regularnie pojawia się także najlepszy arabski drifter Ahmad Daham),
a poziom zawodów nie odbiega od tego widywanego USA. Jak w tak mocnej stawce
prezentują się Polacy? Podczas rozgrywanej w Płocku rundy zajęli całe podium…
![]() |
| Fot. własne |
Powiedzmy sobie śmiało – każda forma motorsportu okazuje się
drogim sportem. Drifting nie jest tutaj wyjątkiem. Rozpoczęcie przygody z jazdą
w kontrolowanym poślizgu nie musi wiązać się jednak z wydatkiem rzędu
kilkudziesięciu, a nawet kilkunastu tysięcy złotych. Samochód z napędem na tył
(głównie uwielbiane w środowisku BMW E36) można aktualnie kupić za śmieszne
pieniądze, w niedrogi sposób dostosować do motorsportu i po nabraniu wprawy
wystartować w lokalnych zawodach. Początki nie muszą być trudne, często w
amatorskich zawodach nie wymaga się klatki i hamulca ręcznego, a moc około 200
KM powinna być wystarczająca.
Podsumowując, drifting ma niemal wszystko, żeby odnieść
sukces w Polsce – tradycję, charyzmatyczne postaci, silne ligi, międzynarodowe
sukcesy. Nie ma jednak szansy na stanie się sportem narodowym, bowiem każdy
sport motorowy okazuje się niszowy ze względu na koszty jego uprawiania. Nie
każdego stać na wydanie kliku tysięcy na samochód do upalania. Dużo taniej
kupić piłkę – nożną, do siatkówki lub koszykówki. Mianem narodowej dyscypliny
trzeba określać taką, która charakteryzuje się powszechnością, a drifting nigdy
powszechny nie będzie, mimo tego że nazywa się go motorsportem dla biedaków. Na
przeszkodzie w rozwoju tej dyscypliny stoi także brak miejsc do nauki jazdy w
kontrolowanym poślizgu – liczba torów woła o pomstę do nieba (warto tu
wspomnieć o likwidacji obiektów FSO, w Wyrazowie i Lublinie), na drogach
publicznych jest to nielegalne, na parkingach przed marketami łatwo o kontrolę
policji kończącą się często mandatem lub zabraniem dowodu rejestracyjnego.
Ponadto widać opór społeczeństwa. Wystarczy zrobić bączka na pustym placu, a po
chwili znajdzie się ktoś „życzliwy”, kto zadzwoni na policję i zgłosi
niebezpiecznego pirata drogowego, którego jazda zagraża życiu wszystkich
znajdujących się w promieniu najbliższego kilometra. Parafrazując Freda z filmu
„Chłopaki nie płaczą” aż chce się powiedzieć: „To tylko jeden pie*dolony strzał
ze sprzęgła, a ty zachowujesz się tak, jakbym krzywdził twoją matkę”. Dopóki mentalność części społeczeństwa się nie
zmieni, drifting pozostanie sportem niszowym.





Rysa Patrycjusz
OdpowiedzUsuń