Niektóre auta kojarzą się z konkretnymi kolorami – Ferrari z czerwienią, Mercedes ze srebrem, a Bugatti z błękitem. Buick? Tutaj sytuacja nie jest oczywista, chyba że myślimy o modelu GNX, którego każdy z 547 wyprodukowanych egzemplarzy był czarny.
![]() |
| Buick press photo |
Lata 80. nie są zbyt szczęśliwym okresem w historii
amerykańskiej motoryzacji. O ile w latach 60. czy na początku lat 70. mamy
wysyp modeli, które śmiało można nazwać legendarnymi, o tyle kolejna dekada
była pod tym względem niezmiernie uboga. Honor ratuje m.in. GNX. Gdy trafił na
rynek w 1987 r., pod względem osiągów porównywany był chociażby z Porsche 930. Faktycznie,
jeśli przyjrzymy się tylko przyspieszeniu do setki, to auta te mogą ze sobą
rywalizować, jednak pod każdym innym względem Porsche „zjada” Buicka. Mamy więc
mocne V6 o pojemności 3.8 l, przy którym pracowali spece z firmy McLaren, ale
to jedyne, co zaskakuje w konstrukcji. Z punktu widzenia Europejczyka
archaiczne wydaje się zastosowanie rozrządu typu OHV, czyli z wałkiem w bloku.
Moc na asfalt przenoszona jest przez zmodyfikowaną skrzynie biegów, będącą nadal
4-biegowym automatem. Samochód mierzy ponad 5 metrów długości, więc stanowczo
za dużo, jak na zwinnego sportowca. Przy tylnej osi zastosowano hamulce
bębnowe, więc na wyhamowanie ze 100 km/h do 0 potrzeba dystansu ponad 46 m.
![]() |
| Buick press photo |
Mimo kilku tych drobnostek trzeba docenić fakt, że osoby odpowiedzialne za opracowanie GNX-a potrafiły wykrzesać tyle wigoru i emocji ze strasznie nudnego modelu Regal. Ceny osiągane na rynku wtórym również przemawiają do wyobraźni, ponieważ osiągają one pułap porównywalny z Mustnagiem, Camaro, Barracudą czy Chevelle. W 2017 r. egzemplarz nr 547 (ostatni wyprodukowany) z przebiegiem 68 mil został wylicytowany za 220 tys. dolarów.
Dlaczego to auto
znalazłoby się w garażu moich marzeń? Przełamuje stereotypy dotyczące amerykańskich muscle carów.


Komentarze
Prześlij komentarz