Czarnoskrzydły Cadillac

 W historii amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego istniało wiele luksusowych marek, a wśród nich: Duesenberg, Auburn, Pierce Arrow, Pacard czy Cord. W wyniku zawieruchy dziejowej ostały się tylko dwie – Lincoln oraz Cadillac. Właśnie druga z tych marek uchodzi dla wielu za synonim ekskluzywności made in USA.

Cadillac press photo

Na wstępie należy zaznaczyć, że segment samochód premium z Stanach Zjednoczonych – podobnie jak niemal z każdym miejscu na świecie – opanowany jest przez niemiecką trójkę – Mercedes, BMW, Audi. Liderem pozostaje koncern ze Stuttgartu z ponad 325 tys. sprzedanych w 2020 r. aut. W tym czasie salony BMW opuściło niemal 278 tys. pojazdów, a na Audi zdecydowało się ok. 187 tys. osób. Dobrą pozycję mają również marki japońskie, wśród których wyróżnia się Lexus – 275 tys. egzemplarzy. Acura (137 tys.) oraz Infiniti (79,5 tys.) też osiągają zauważalne w skali całego rynku wyniki. Mimo panującego na świecie kryzysu, swoją sprzedaż zwiększyło w ubiegłym roku Volvo – do poziomu 110 tys. aut. Warty odnotowania jest również wynik Porsche – prawie 74 tys. sprzedanych pojazdów. Mniejszymi graczami pozostają Jaguar, Alfa Romeo oraz Genesis z ok. 15-20 tys. sztuk.

Rodzi się pytanie, jak na tak konkurencyjnym rynku radzą sobie rodzime marki. Daleko im do osiągnięć niemieckich koncernów. Przegrywają nawet konkurencję z Hondą premium, czyli Acurą. Cadillac osiągnął w 2020 r. wynik 129,5 tys., a Lincoln 105,4 tys*. Dla właścicieli tych marek, czyli GM (Cadillac) i Forda (Lincoln) poza całkowitym wolumenem sprzedaży liczy się przede wszystkim, by być lepszym od lokalnego rywala. Od 2000 r. ta sztuka udaje się rokrocznie głównemu bohaterowi tego artykułu. Ponadto od dłuższego czasu prezydenci USA poruszają się limuzynami Cadillaca.

Cadillac press photo

O ile wcześniej marka kojarzyła się z dużymi krążownikami i potężnymi statecznikami na tylnych błotnikach, o tyle w ostatnich latach głównym skojarzeniem pozostaje SUV w rozmiarze XXL, czyli Escalade. Chcąc zerwać z wizerunkiem producenta kanapowozów oraz SUV-ów dla gwiazd hip-hopu oraz dilerów narkotyków, postanowiono wypuścić na rynek modele o zacięciu sportowym. W ten sposób powstał prze-oryginalny kabriolet XLR oraz nazywany czterodrzwiową Corvettą CTS-V (którego możecie kojarzyć z jednego z odcinków Top Gear). Kilka tygodni temu zaprezentowano także kolejne modele mające konkurować z wyrobami spod znaków AMG, M-Power czy RS. CT-4 V Blackwing staje w szranki z BMW M3, Mercedesem C63 i Audi RS4, z kolei CT5-V Blackwing wymierzony jest w BMW M5, Mercedesa E63 oraz Audi RS6.

Wcześniej Cadillac oznaczał swoje sportowe warianty samą V. Gdy na rynku pojawiły się wzmocnione CT-4 oraz CT-5 z V6 twin turbo o mocy odpowiednio 325 KM i 360 KM, fani byli niepocieszeni, ponieważ spodziewali się czegoś potężniejszego. Szefowie marki zapowiedzieli jednak, że to nie koniec zabawy i wkrótce pojawią się „pełnokrwiste” sportowe odmiany.

Cadillac press photo

Oba Blackwingi wyposażono więc w sześciobiegową, wzmocnioną skrzynię manualną od Tremec z dwutarczowym sprzęgłem lub opcjonalny dziesięciobiegowy automat. Do tego elektronicznie sterowany mechanizm różnicowy w aluminiowej obudowie. W zawieszeniu zastosowano czwartą generację Magen Ride Control z amortyzatorami z cieczą magnetreologiczną. Za wyhamowanie odpowiadają sześciotłoczkowe zaciski na przedniej osi i czterotłoczkowe na tylnej. W autach tej klasy nie może również zabraknąć elementów z karbonu – pakietu aerodynamicznego oraz akcentów na kierownicy. Z magnezu mogą być natomiast wykonane łopatki do zmiany biegów w wersji ze skrzynią automatyczną.

A co pod maską? W CT-4 zainstalowano V6 3.6 l twin turbo o mocy 472 KM i momencie obrotowym 603 Nm. W konstrukcji turbin zastosowano wirniki z aluminidku tytanu „umożliwiają bardziej precyzyjne i responsywne przyłożenie momentu obrotowego w całym zakresie obrotów” – czytamy w komunikacie prasowym. Z tytanu wykonano również korbowody, ale tylko w wersji z manualną skrzynią biegów. Auto przyspiesza do pierwszej setki w 3,8 s a wskazania prędkościomierza zatrzymują się tuż po przekroczeniu granicy 300 km/h. Jeszcze więcej emocji zapewnia CT-5 V Blackwing. W nim pod maską zamontowano jedyne słuszne – V8 o pojemności 6,2 l ze sprężarką Eaton o pojemności 1,7 l. Moc najmocniejszego Cadillaca w historii to 668 KM, do tego dochodzą jeszcze 893 Nm momentu obrotowego. Tu również nie oszczędzano tytanu, z którego wykonano zawory wlotowe. Prędkość 100 km/h pojawia się na liczniku po 3,7 s od startu, a zabawa kończy się dopiero po przekroczeniu magicznej bariery 200 mil na godzinę (320 km/h). Klienci decydujący się na zakup CT-5 w najostrzejszej wersji mogą zdecydować się na takie sportowe dodatki, jak m.in. karbonowo-ceramiczne tarcze hamulcowe (redukujące masę nieresorowaną o 24 kg) oraz fotele kubełkowe z karbonowymi dodatkami.

Cadillac press photo

Jak dobrze, że Amerykanie nadal decydują się na tworzenie takich samochodów. Nie jest to tak oczywistą sprawą, jeśli przyjrzymy się pełnym gamom modelowym zarówno Cadillaca, jak i Lincolna, które zdominowane są przez różnych rozmiarów SUV-y i crossovery. Trzeba tylko trzymać kciuki, żeby mocne silniki napędzane drogocennymi paliwami kopalnymi zostały z nami jak najdłużej, a rozwój napędów alternatywnych nie przekreślił w pełni wysokooktanowych emocji.

* via carsalesbase.com

Komentarze