Niespodziewana przesiadka na gwiazdę

Dla wielu osób może być szokiem, że zamieniłem BMW na Mercedesa. Dotychczas w moim garażu obok E30 parkowało E46. Teraz w charakterze pojazdu do jazdy na co dzień pojawiło się CLK240.

Nie planowałem zmiany samochodu w tym roku. Decyzja była raczej spontaniczna i podyktowana problemami z moim dotychczasowym daily carem. Czekając na szamotulskim rynku ponad dwie godziny za przyjazdem lawety po moje E46 (wątek rozwinę w kolejnym artykule, będącym podsumowaniem przygody z czarnym BMW), szukałem czegoś, co będzie przede wszystkim mniej awaryjne i nie będę bał się tym wyjechać dalej niż 70 kilometrów od domu. Lubię spędzać czas na przeglądaniu ogłoszeń sprzedaży samochodów, więc miałem upatrzone kilka modeli, które były w kręgu moich zainteresowań i budżetu. Mając jednak na uwadze rosnące ceny benzyny, musiałem skupić się na czymś palącym relatywnie niewiele, ograniczyłem więc krąg poszukiwań do diesli oraz LPG.

Po przeszukaniu całego Otomoto oraz Olx i przefiltrowaniu wszystkich ogłoszeń aut znajdujących się w promieniu około 150 km od mojego miejsca zamieszkania, ograniczyłem się praktycznie tylko do jednego modelu. Mercedes CLK drugiej generacji określanej jako C209 stał się moim faworytem z kilku powodów. Nie będę ukrywał, że jednym z nich okazuje się wygląd modelu. Wprowadzony do sprzedaży 20 lat temu model nadal potrafi przyciągnąć uwagę, a jego linia jest – nie boję się użyć tego słowa – ponadczasowa. Kolejnym plusem są zastosowane do napędu jednostki – mający dobrą opinię pięciocylindrowy diesel 2,7 cdi o mocy 177 KM oraz niewysilone, wolnossące benzynowe V6. Na rynku dostępnych jest dużo używanych egzemplarzy, więc w założonym przeze mnie obszarze było kilka ciekawych sztuk do wyboru. Ambiwalentnie podchodziłem do kwestii skrzyni biegów, bo z jednej strony do Mercedesa pasuje automat, ale ja jednak jestem zwolennikiem manuali.

Szybka decyzja

Kwestię wyboru konkretnego egzemplarza mocno konsultowałem ze szwagrem, który pracując w Mercedesie zna się na autach tej marki jak mało kto. Po przesłaniu Bartkowi kilku ogłoszeń znalezionych w internecie faworytem zostało auto z silnikiem 2,7 cdi w automacie, które było do obejrzenia w okolicach Tarnowa Podgórnego. Byliśmy już wstępnie umówieni, ale na dwie godziny przed terminem oględzin sprzedawca poinformował nas, że jednak nie znajdzie czasu. Za namową mojej narzeczonej Ani (nota bene właścicielki Mercedesa A-klasy) postanowiłem zadzwonić po inny egzemplarz. Jego specyfikacja bardziej mi odpowiadała, ponieważ miał wolnossące V6 2,6 l zasilane LPG i 6-biegową skrzynię manualną. Po krótkiej rozmowie z właścicielem postanowiliśmy w trójkę pojechać pod Rawicz obejrzeć CLK240.

Prezentacja wypadła korzystnie. Tu i ówdzie można by się przyczepić do drobnych rys, ale mając z tyłu głowy, że oglądam 20-letnie auto były to drobnostki. Najważniejsze, że silnik i skrzynia biegów działały poprawnie, a wnętrze było zadbane. Po krótkich negocjacjach udało się zbić cenę z początkowych 16500 zł, do 15000 zł. W ten sposób stałem się dumnym właścicielem pierwszego Mercedesa w moim życiu.

Auto z pierwszego roku produkcji, czyli 2002 r. wyposażone jest m.in. w czarną, skórzaną tapicerkę, tempomat, 2-strefową klimatyzację, kierownicę wielofunkcyjną, komputer pokładowy czy klapę bagażnika otwieraną z kluczyka. Jednym z największych bajerów i wyróżników modelu okazuje się brak słupka b, więc gdy otworzy się każdą z czterech elektrycznych szyb powstaje pusta przestrzeń na całej długości kabiny. Wygląda to znakomicie, ale powyżej prędkości 40 km/h wieje tak mocno, że popsułoby fryzurę każdemu, kto ma na głowie jakiekolwiek włosy. Tym, co zauroczyło mnie we wnętrzu było radio. Klasyk z odtwarzaczem kasetowym i zmieniarką na sześć płyt w bagażniku. Poprzedni właściciel nie umiał mi odpowiedzieć na pytanie, czy wszystko działa, ponieważ tego nie używał. Świeżo po zakupie sprawdziłem i wszystko okazało się sprawne. Widać jakość Mercedesów z dawnych lat.

Niezła jazda

Na liczniku w chwili zakupu widniał przebieg 185 tysięcy kilometrów. Sądząc po stanie kierownicy i fotela kierowcy, realnie jest on zapewne o jakieś 200 tysięcy kilometrów większy, ale nie okazuje się to dla mnie problemem. Myślę, że auto pomimo przebiegu (jakikolwiek by on nie był) nie miało bardzo trudnego życia. Wynika to z leniwej charakterystyki modelu. Nie każde coupe z V6 pod maską to łowca zakrętów. CLK240 nie zachęca do szybkiej jazdy. W jego stylu bardziej jest dostojny cruising i powolny objazd miasta (lub wsi). Maksymalna moc 170 KM dostępna jest przy 5500 obr./min, natomiast szczyt momentu obrotowego w wysokości 240 Nm występuje przy 4500 obr./min. W praktyce jednak rzadko przekracza się 3000 obr./min, ponieważ taka prędkość obrotowa wydaje się optymalna do poruszania się na co dzień. Do tego charakteru pasuje zestopniowanie skrzyni biegów. Przy 120 km/h na najwyższym biegu wartość na obrotomierzu nie przekracza 3000 obr./min. Bardziej niż przyspieszenie zajmujące fabrycznie 9,2 s. do 100 km/h, zachwyca dźwięk silnika. Mimo tylko jednej końcówki tłumika brzmi on przyjemnie. Nie jest to typowa niskoobrotowa chrypa, a bardziej wrzask przypominający włoskie jednostki napędowe.

Odczucia z prowadzenia są zupełnie inne niż w e46. Fotel mam opuszczony maksymalnie nisko, mimo to mam wrażenie, że jeszcze dodatkowe 2-3 cm niżej byłyby optymalne. Wyprofilowanie foteli okazuje się adekwatne do temperamentu modelu. Ciało nie jest otulane z każdej strony i sztywno trzymane, ale z zapewnia wygodę i odpowiednią przestrzeń. Układ kierowniczy działa poprawnie, ale przy pokonywaniu szybkich zakrętów czuć mało wyraźną informację zwrotną z przednich kół. Mam wrażenie, że kierowca jest zbyt izolowany od tego, co dzieje się z samochodem przy szybszej jeździe. 

Dylematy i wydatki

Kupując używany samochód, zawsze znajdzie się coś do zrobienia na starcie. Mając na uwadze, że mój Mercedes ma już dwadzieścia wiosen na karku, wiedziałem, że nie obędzie się bez pewnych inwestycji. Pierwsza oznaka kłopotów pojawiła się już w czasie powrotu spod Rawicza. Po około stu kilometrach zapaliła się kontrolka check engine. Będąc przyzwyczajonym do takiego stanu rzeczy (w e46 świeciła się przez cały okres użytkowania) i nie zauważając żadnych objawów, stwierdziłem, że to zapewne nic wielkiego. Nie minęły dwa dni, a na wyświetlaczu komputera pokładowego pojawiła się informacja, że w układzie jest mało chłodziwa. Okazało się jednak, że winna jest temu przetarta izolacja na kablu przy czujniku w zbiorniczku wyrównawczym. Drobnostką była także przepalona żarówka podświetlenia tablicy rejestracyjnej. Jedną z bardziej denerwujących wad modelu jest brak pierwszego biegu wycieraczek – aktualnie wycieraczki mogą działać tylko szybko lub bardzo szybko.

Jedną z pierwszych inwestycji poczynionych po zakupie było uzupełnienie czynnika chłodzącego klimatyzacji. Brakowało ponad połowy z 750 g, mieszczących się w układzie. Po wizycie w warsztacie, klimatyzacja zaczęła chłodzić z pełną mocą. Zabawną sytuację miałem natomiast w lokalnym sklepie motoryzacyjnym. Zauważyłem, że przy silniku jest rurka od bagnetu do oleju. Samego bagnetu nie było, więc postanowiłem go dokupić. Ku zdziwieniu mojemu i pracownika sklepu, nawet po rozkodowaniu VIN-u nie udało się znaleźć brakującej części. Po powrocie do domu i półgodzinnym przeszukiwaniu internetu okazało się, że w silniku 2,6 l V6 nie ma bagnetu. Jest rurka do bagnetu, która jest zaślepiona specjalnym korkiem. Poziom oleju można sprawdzić tylko przez procedurę serwisową na komputerze pokładowym. Istnieje jednak bagnet serwisowy dedykowany do różnych modeli Mercedesa z tego okresu pozwalający sprawdzić stan środka smarnego w tradycyjny sposób. Przy okazji muszę się w niego zaopatrzyć, bo lepiej na własne oczy przekonać się, ile jest oleju w silniku. Kolejną niespodzianką przy okazji wizyty w sklepie z częściami był dobór wycieraczek. Nie mają one standardowego mocowania, tylko specjalne, typowe dla Mercedesa.

Chyba się starzeje

CLK jest bezsprzecznie najwygodniejszym ze wszystkich aut, jakie dotychczas były w moim posiadaniu. Konkurencji w tym zakresie szczególnie nie miał (dla przypomnienia jeździłem dotychczas E30, E46 i Corsą B), ale sam fakt się liczy. Jest to też pierwszy samochód, którym nie boję się pojechać gdziekolwiek dalej. Po wspólnych ponad tysiącu kilometrów wiem, że zapewnia komfort i pewność na drodze.  

A wiecie, jak ma na imię? Miecia

Komentarze

Prześlij komentarz