Samochody, motocykle, rowery, tatuaże, muzyka – trudno połączyć tak różne światy w ramach jednej imprezy. Ten, kto przybył do wrocławskiej Hali Stulecia na KustomHead mógł się jednak przekonać, że niemożliwe nie istnieje.
Mnie – co oczywiste – najbardziej do stolicy Dolnego Śląska
przyciągnęły pojazdy cztero- i dwukołowe. Było ich kilkadziesiąt, ale każdy
prezentował swój unikatowy styl. Od ociekających chromem i przykuwających wzrok
kolorowymi lakierami, do zardzewiałych i wyglądających jak wyjęte ze złomowiska.
Przekrój modeli był duży, mimo że ograniczał się do produktów made in USA.
Jedyny wyjątek stanowił VW Garbus. Po raz pierwszy zetknąłem się z tak
odważnymi projektami powstałymi na bazie tego modelu. Jeden z ich miał około
metra wysokości, inny przerobiono na pickupa.
Nie sądziłem, że kiedyś zobaczę na jakiejkolwiek wystawie
motoryzacyjnej auto z błotnikami wyciętymi z metalowej beczki. A jednak! Rat
style był mocno reprezentowany na pickupach, rat rodach czy coupe. Z odrapanym
lakierem i śladami rdzy kontrastowały często unikatowe grafiki i pinstriping.
Nie zabrakło także lowriderów, terenowego Dodge’a oraz pięknie zachowanego
Cadillaca z 1941 r.
Także w sferze motocyklowej panowała duża różnorodność. Były
więc sportowe Ducati i BMW, wojskowe oraz customowe Harleye Davidsony czy cafe
racer na bazie Suzuki.
Pojazdy stanowi główny punkt imprezy, a otaczające je stoiska z plakatami, meblami z odzysku, aerografami oraz muzyką na żywo dopełniały niepowtarzalny klimat imprezy.
































Komentarze
Prześlij komentarz