Rajdowiec z krwi i kości

Najbardziej charyzmatyczna konstrukcja wystawiona do walki na odcinkach specjalnych. Pojazd tak górnolotny, że zdający się pochodzić ze stratosfery.

Lancia press photo

Lancia Stratos mimo ponad 50 lat od swojego debiutu nadal budzi duże emocje. Niewielka, klinowata sylwetka projektu studia Bertone nie daje się pomylić z żadnym innym autem. Trudno uwierzyć, że w nadwoziu długości 3,6 m udało się wygospodarować miejsce dla kierowcy i pilota, a za ich plecami zainstalować V6 ze stajni Ferrari. Wersja cywila, czyli Stradale osiągała moc 190 KM, w rajdowych wariantach było to nawet ponad dwa razy więcej. Ergonomia i wygoda użytkowania nie były tutaj ważne.

Dzięki zwrotności, lekkości i przemyślanej konstrukcji nakierowanej na zapewnienie najlepszych osiągów, Lancia zawładnęła rajdowymi mistrzostwami świata. W latach 1974-1976 była niepokonana sięgając po 3 tryumfy w kategorii producentów. Nawiązała tym samym do wcześniejszych sukcesów modelu Fulvia. Za kierownicą Stratosów startowali z sukcesami m.in. Sandro Munari, Markku Alén, czy Björn Waldegård.

Lancia press photo

Niezwykle ciekawy jest polski wątek w historii modelu. W połowie lat 70. za sprawą syna ówczesnego premiera, Andrzeja Jaroszewicza sprowadzono za żelazną kurtynę 3 sztuki Stratosa (2 rajdowe i 1 drogową). Ich kariera nie trwała długo. Łącznie zaliczyły około 20 startów i wszystkie zostały rozbite. Jedno z aut, które zostało uszkodzone w czasie Rajdu Polski 1977, posłużyło do zbudowania Stratopoloneza. Pojazdu wspaniałego w swojej irracjonalności. Przerysowanego w każdym calu i bardzo zasłużonego dla naszego motorsportu. Czy warto było poświęcać Stratosa dla jego stworzenia? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.

Lancia press photo

Dlaczego to auto znalazłoby się w garażu moich marzeń? Mam słabość do rajdowych Lancii.

Komentarze