Dziś mija dokładnie 5 lat od kiedy stałem się właścicielem mojego wymarzonego samochodu – BMW E30. Przez ten czas działo się dużo, a auto mocno się zmieniło. Jak to z klasykami bywa, nadal jest trochę rzeczy do zrobienia, ale na wszystko przyjdzie czas.
O mojej miłości do tego modelu mogliście przeczytać już
niejednokrotnie. Pierwszym tekstem, jaki napisałem na bloga był właśnie artykuł
o chęci zakupu pierwszego samochodu. Gdy udało się tego dokonać, podzieliłem
się z wami przeżyciami z jazd (kto nie czytał, jest idealna okazja by to
nadrobić: Przedstawiam wam Jolkę).
Czas rozprawić się z przemyśleniami i zweryfikować poglądy
sprzed lat. Część pomysłów uległa zmianie, innej nadal pozostają aktualne.
Zacznijmy jednak od początku…
Kilka rzeczy do zrobienia
Jolkę początkowo kupiłem w charakterze mojego daily, którym
poruszałem się na co dzień i dojeżdżałem nim do pracy. Gdzieś z tyłu głowy
wiedziałem, że nie będzie to trwało długo, ponieważ mieszkając na dużym osiedlu
w Poznaniu, nie miałem ochoty zostawiać obiektu swoich marzeń pod chmurką,
zdanego na pastwę innych osób mogących go uszkodzić. Ponadto perspektywa zimy i
wszechobecnej soli na drodze na pewno wywarłaby negatywny wpływ na i tak już
nie najlepszy stan progów.
Decyzja była szybka – trzeba działać od razu i nie dopuścić do pogorszenia się sytuacji blacharskiej. Po trzech miesiącach i pokonaniu wspólnie około trzech tysięcy kilometrów, Jolka zniknęła w garażu blacharza na długie pięć miesięcy. Początkowo zakres prac miał obejmować tylko wymianę końcówek progów i wyklepanie przedniego błotnika, który ucierpiał w niegroźnej stłuczce. Okazało się, że do wymiany były praktycznie całe poszycia progów, pas tylny, doły błotników, rynienka bagażnika i fragment lewej kieszeni bagażnika.
Po odebraniu auta od blacharza przyszła pora na wizytę u lakiernika. W maju 2019 r. polakierowano z zewnątrz cały samochód oprócz dachu i podszybia. Zmianą, jaka wówczas zaszła, było nadanie koloru czarnym dotąd zderzakom oraz lusterkom. BMW nabrało blasku, który utrzymuje się nadal, mimo ponad 4 lat od zakończenia prac.
Kolejne w kolejce były felgi. Postanowiłem zostawić aftermarketowe piętnastocalowe alusy, na których kupiłem Jolkę. Modyfikacji uległ ich kolor. Czerń ustąpiła miejsca złotemu odcieniowi z palety (a jakże) Subaru. Do tego rant wypolerowano na wysoki połysk. Dzięki temu auto przykuwa jeszcze większą uwagę na drodze.
Z biegiem czasu okazało się, że potrzebna była kolejna
wizyta u blacharza, ponieważ wcześniejszy nie był zbyt skrupulatny przy
wyszukiwaniu ognisk korozji. Interwencji wymagała podłoga przy nogach pasażera
oraz okolice półki od akumulatora. Na szczęście udało się dokonać naprawy bez
niszczenia jakiegokolwiek z wcześniej polakierowanych elementów karoserii.
Auto z zewnątrz prezentowało się już znakomicie, więc przyszła pora na zajęcie się wnętrzem. Rozpocząłem od niewielkich, ale mocno zmieniających odbiór kabiny zmian. Miejsce seryjnej, plastikowej, czteroramiennej kierownicy zajął trójramienny wariant z wersji R6 z oryginalną, dobrze zachowaną skórą. Wymieniłem także tunel środkowy na akcesoryjny, z wysuwanymi szufladami na kasety magnetofonowe. W miejscu seryjnej gałki zmiany biegów pojawił się skórzany grzybek. Kropką nad „i” było uzupełnienie brakującej zaślepki nad radiem.
Największym wyzwaniem (również finansowym) okazała się
tapicerka. Wiedziałem tylko, że chce mieć kratkę nawiązującą do epoki i
pasującą do klimatu lat 80. Po konsultacji z tapicerem wybór padł na szary wzór
z delikatnym niebieskim akcentem. Boczki zdobi tkanina o antracytowym odcieniu.
Dolna część oraz tyły foteli zostały w oryginalnym skaju. Przerobiono natomiast
tylną półkę – wypłowiałą szarość zastąpiła elegancka czerń. Teraz wygląd auta
jest kompletny – zarówno z zewnątrz, jak i w kabinie.
Aparycja to nie wszystko
Świat byłby piękny, gdyby można było bawić się tylko w przerabianie i upiększanie swojego auta. Rzeczywistość bywa jednak bardziej brutalna i często napraw wymaga zmęczona życiem, ponad trzydziestoletnia mechanika auta. Zdarza się również poprawianie rzeczy, które wcześniej były niefachowo naprawiane.
Muszę przyznać, że Jolka nie przysparza wielu mechanicznych
problemów. Nie liczę tu tak trywialnych czynności jak zakup nowego akumulatora
czy wymiana przepalonych żarówek. Najwięcej atencji wymagał układ chłodzenia –
podmieniłem termostat, a po rozszczelnieniu zbiorniczka wyrównawczego
zintegrowanego z chłodnicą pojawił się nowy aftermarketowy element. Nieseryjny
radiator okazał się większy niż wcześniej użyty, więc przedłużenia wymagał
jeden z węży w układzie wodnym. Tu z pomocą przyszedł mój przyjaciel Majster,
który zaadaptował odpowietrznik z Nissana Patrola. Na przestrzeni ostatnich lat
interwencji mechanika wymagały także: nieszczelna uszczelka dekla dyferencjału,
niesprawne zamki drzwi i klapy bagażnika, połamane regulacje reflektorów,
pęknięty kolektor wydechowy oraz zużyty układ wybieraka skrzyni biegów. W
każdym BMW problemy sprawia także elektryka, co opisałem już wcześniej w
artykule O BMW i ich kierowcach.
W czasie rozbierania samochodu do lakierowania wyszło kilka dodatkowych problemów, ponieważ niektóre z części nie nadawały się do ponownego użycia. Musiałem więc kupić przedni zderzak, dwie listwy znajdujące się na zderzakach, odbojniki tylnego zderzaka, znaczki zamontowane na masce oraz klapie bagażnika, lampki podświetlające tablicę rejestracyjną, pokrywę ucha holowniczego, dwie ozdobne listwy znajdujące się na bokach karoserii, zawias schowka pasażera oraz klamrę pasów bezpieczeństwa. Trochę tego się zebrało, jednak popularność modelu i obecność na rynku sklepów specjalizujących się w E30 powodują, że nie ma problemu z dostępnością żadnej części. Niektóre nadal są w produkcji i można kupić je w sklepach motoryzacyjnych.
W chwili pisania tego artykułu auto znajduje się znów u
mechanika. Tym razem lista rzeczy do zrobienia jest długa, ponieważ naprawy
wymaga cały układ kierowniczy (wymiana pompy wspomagania, regeneracja
maglownicy, usunięcie wycieku), ponadto jest także nieszczelność w układzie
paliwowym. Jolkę kupiłem z niewielkimi pajączkami na przedniej szybie, więc
trzeba wymienić także ten element. Karoserię wzmocnią z kolei rozpórki kielichów
przedniej i tylnej osi od Swagier Custom Parts.
Wspólne przeżycia
Na przestrzeni pięciu lat posiadania Jolki wspólnie pokonaliśmy około 6 tysięcy kilometrów. Połowa tego dystansu wypadła na okres pierwszych trzech miesięcy użytkowania, gdy auto traktowałem w charakterze mojego daily. Ostatnimi czasy BMW służy mi do eksplorowania dróg położonych przy Puszczy Noteckiej. Asfalty nie zawsze są gładkie, ale niewielki ruch, piękno przyrody, bliskość natury oraz możliwość poznawania nowych miejsc powodują napływ endorfin i wielki uśmiech na twarzy. Jazda Jolką to jedno z moich ulubionych zajęć i gdy tylko pogoda sprzyja, staram się wyprowadzać samochód z garażu i cieszyć się ze wspólnie pokonywanych kilometrów.
Przemierzony dystans najpewniej byłby większy, gdyby nie fakt, że auto spędziło łącznie u blacharzy, tapicera, lakiernika i mechaników aż 18 miesięcy. Z tego względu nigdy nie udało mi się zdążyć z wykonaniem przeglądu na czas. Za każdym razem muszę tłumaczyć diagnoście, że maszyna znajdowała się u specjalisty i nie sposób było wykonać badania technicznego w terminie.
Jednym z najmilszych przeżyć związanych z posiadaniem Jolki
była możliwość pożyczenia BMW w charakterze samochodu wiozącego parę młodą do
ślubu. Pięknie przystrojone E30 towarzyszyło w tej wyjątkowej chwili moim
znajomym – Dominice i Mirkowi. Mirek, będąc mechanikiem, wcześniej pomógł mi
naprawić kilka rzeczy w samochodzie, więc nie miałem obaw oddać mu kluczyków,
wiedząc, że trafiają w pewne ręce.
Dalsze plany
BMW jest typem auta, które nigdy nie będzie skończone i cały
czas będę miał wizję, żeby coś w niej zmienić i ulepszyć. Kupując E30 pięć lat
temu plan był bardzo ambitny – tuning typu OEM+ i wzbogacanie dość podstawowej
wersji wyposażeniowo-silnikowej w akcesoria dostępne seryjnie w droższych
wariantach. Jako że na przestrzeni ostatnich lat ceny modelu poszybowały w
kosmos, także wartość wyposażenia wnętrza oraz galanterii zewnętrznej mocno
wzrosła. Oto kilka przykładów:
– fotele Sportsitze do coupe w stanie do obszycia – 4000 zł
– zestaw tempomatu – 2000 zł
– zestaw intensywnego mycia przednich reflektorów – 2500 zł
– kierownica M-Technik – 2000 zł
– zestaw body M-Technik – 8500 zł
– komputer pokładowy OBC II z wiązką – 2000 zł
– kompletna klimatyzacja – 4000 zł
– lusterko M-Technik z podświetleniem – 1000 zł
– przednie lampy Yellow Hella – 2000 zł
– tylne lampy Startec – 4000 zł
– sound system na tylną półkę – 2500 zł
– checkpanel – 1500 zł
– szpera 25% – 3000 zł
Jolka nie posiada żadnego z tych elementów w wyposażeniu.
Łatwo policzyć, że ich łączna cena wynosi niemalże czterokrotność ceny zakupu
auta pięć lat wcześniej. Mówimy tu o samych częściach, nie licząc robocizny
mechanika, lakiernika czy tapicera.
Osobną kwestią pozostaje swap silnika. Wersje czterocylindrowe E30 posiadały duże różnice w podwoziu względem wariantów R6. Wobec tego chęć wymiany jednostki napędowej wiązałaby się także z zastąpieniem takich elementów jak m.in.: skrzynia biegów, wał napędowy, dyferencjał, półosie, przednie lagi, tylne wahacze, maglownica. Dla lepszego rozłożenia masy przydałoby się także przeniesienie akumulatora do bagażnika. Jedyny swap na silnik R6 jaki uznaję, to zainstalowanie jednostki z rodziny M20, która seryjnie wychodziła w E30. Niestety sam słupek silnika M20B25 kupiony „z palety” to wydatek około 4500 zł. Wliczając w to generalny remont, osprzęt i wyżej wymienione części niezbędne do przeprowadzenia operacji, rachunek za swap wyniósłby około 20-30 tysięcy złotych.
Hajs is the limit. Nie oznacza to jednak, że plany
roztrzaskały się w zderzeniu z rzeczywistością. Nastąpiła mała zmiana
koncepcji, mierząc siły na zamiary. Z rzeczy do zrobienia nadal pozostaje zardzewiały
tłumik, który muszę wymienić, ponadto wypadałoby po tylu latach naprawić
elektryczne sterowanie lusterek oraz komputer OBC. Odbłyśniki przednich lamp są
już mocno wypalone, a regulacje połamane, więc w przyszłości czeka mnie także
ich wymiana. Cały czas zastanawiam się także nad zaadaptowaniem hamulców
tarczowo-bębnowych na tylnej osi oraz montażem systemu ABS. Drobnostką wydaje
się skompletowanie narzędziownika znajdującego się na klapie bagażnika. Był
pusty w chwili zakupu, ale teraz znajduje się w nim kilka narzędzi przełożonych
z mojego wcześniejszego e46.
Na liście rzeczy do zrobienia znalazły się także modyfikacje
względem serii, mające nadać bardziej indywidualny charakter Jolce. Estetykę
wzbogacą więc halogeny z żółtymi szkłami oraz dokładka przedniego zderzaka z
wersji 318is, czyli tzw. IS Lippe. Dużym wyzwaniem pod względem finansowym
będzie wymiana zawieszenia na gwintowane i niewielkie obniżenie samochodu.
Dopełnieniem planów ma być zbudowanie od nowa całego systemu car audio, ze
zmianą radia na jednostkę pozostającą w klimacie lat 80., głośników oraz
elektrycznie wysuwanej anteny.
Czy plan uda się wykonać w całości? Tego przekonamy się za
pięć lat przy podsumowaniu całej dekady z Jolką.


















Komentarze
Prześlij komentarz