Żmija z wielkim sercem

Dodge Viper był konstrukcją tak szaloną, że trzeba było mieć sporo fantazji, żeby wprowadzić go do seryjnej produkcji. Klientom oferowano auto z 8-litrowym V10, którego głównym zadaniem było zabicie kierowcy. Fani motoryzacji wpadli w zachwyt i tak narodziła się kolejna legenda z Detroit.

Stellantis press photo

Zamysł twórców był ambitny – chcieli stworzyć duchowego następcę słynnej Shelby Cobry (o tym, jak cudowny był ten samochód można przeczytać w artykule – Jadowita bestia). Koncern Chrysler chciał w ten sposób wypełnić rynkową pustkę na rodzimym rynku prezentując sportowy wóz made in USA. W projekt zaangażowano nawet twórcę pierwowzoru, czyli Carrolla Shelby’ego.

Planowano skonstruować lekkiego roadstera o mocy minimum 400 KM. Już na wczesnym etapie nadano mu nazwę Viper (z j. ang. żmija), nawiązując do wężowego nazewnictwa poprzednika. Pod maską wylądował silnik w układzie V10. W zaprezentowanym w 1989 r. na salonie motoryzacyjnym w Detroit koncepcie RT/10 pojawiła się jednostka napędowa o żeliwnym boku bazująca na V8 Chryslera przeznaczonym dla Dodge’a Rama. 

Do dziś wiele osób powtarza plotkę, że seryjnego Vipera wyposażono w silnik z ciężarówki. Nie jest to prawdą, ponieważ w trakcie rozwoju projektu zdecydowano się skorzystać z pomocy techników z Lamborghini (marka była wówczas własnością Chryslera). Utrzymano układ V10, rozrząd z wałkiem rozrządu w bloku (OHV), kąt rozwidlenia cylindrów 90o oraz 2 zawory na cylinder. Największą zmianą było zastąpienie żeliwnego bloku aluminiowym odlewem. Dzięki temu seryjna jednostka napędowa ważyła około 70 kg mniej niż ta w koncepcyjnym RT/10. Legitymowała się przy tym pojemnością 8.0 l, mocą 406 KM i momentem obrotowym przekraczającym 600 Nm.

Tym, co szczególnie przyciąga uwagę w seryjnym pojeździe, jest jego design. Nie da się go pomylić z jakimkolwiek innym modelem. Sylwetka mierzy raptem 112 cm wysokości, przy szerokości 192 cm. Charakterystycznymi elementami są długa maska, szeroki pałąk za tylnymi fotelami, trójramienne felgi oraz tłumiki zamontowane w progach. Viper pierwszej serii wygląda jak supersamochód narysowany przez 10-letnie dziecko. Jest na swój sposób krzykliwy, niektóre linie są przerysowane i wywołuje u wszystkich efekt WOW!

Stellantis press photo

Właściwości jezdne okazują się równie „wyjątkowe” co reszta auta. Zestawienie z europejską konkurencją nie ma najmniejszego sensu, choćby ze względu na precyzję prowadzenia i przeniesienie mocy na asfalt. Sami twórcy podkreślali, że Żmija ma być odpowiedzią na skomplikowane, luksusowe i łatwe w prowadzeniu sportowe samochody. Klienci dostali więc roadstera przyspieszającego do setki w niewiele ponad 4 sekundy i mogącego rozpędzić się do 266 km/h, który łatwo potrafił gubić trakcję mimo tylnych opon o szerokości 335 mm. Dziennikarze testujący auto musieli mieć duże zaufanie do swoich zdolności za kierownicą. Podkreślali bowiem, że dodanie gazu w zakręcie może skończyć się śmiercią.

Dbając o surowy charakter Vipera, poskąpiono mu jakiegokolwiek wyposażenia. Pomyślcie w tej chwili o czymkolwiek, czym dysponuje wasz samochód. Gwarantuje, że Viper tego nie ma. Na liście brak jest: ABS-u, kontroli trakcji, poduszek powietrznych oraz klimatyzacji. Ponadto w pierwszej generacji sportowego Dodge’a nie uświadczymy dachu, bocznych szyb oraz zewnętrznych klamek. Samochodu nie można więc zamknąć oraz trzymać w nim czegokolwiek, ponieważ jedyny schowek znajdujący się w kabinie nie jest zamykany na klucz. Kupujący dostawali tylko płócienny dach i boczne okna, które były jednak mało praktyczne i szpeciły sylwetkę auta. Jedyne „luksusy” jakie zaoferowano to wspomaganie kierownicy oraz system audio.   

Dlaczego to auto znalazłoby się w garażu moich marzeń? Jego wygląd, osiągi i narowiste prowadzenie uwalniają mojego wewnętrznego 10-latka, a o to przecież chodzi w autach sportowych.

Komentarze