Tegoroczna wizyta na imprezie organizowanej w Zamku Topacz skłoniła mnie do refleksji na temat tego, czym jest klasyczna motoryzacja. Nie liczy się tylko metryczka z rokiem produkcji, ale to jak wyjątkowy okazuje się dany model czy egzemplarz na tle innych pojazdów.
Myśląc o klasykach często przed oczyma stają konstrukcje z
początków XX wieku, auta mające po 100 lat, które ze współczesnymi
konstrukcjami nie mają za wiele wspólnego. W Polsce nie można zapomnieć także o
samochodach i motocyklach z lat PRL. Co natomiast z autami wyprodukowanymi w
latach 90., czy pierwszej dekadzie XXI wieku? Dla nich też coraz częściej
znajduje się miejsce na imprezach poświęconych klasycznej motoryzacji.
Jedyna różnica polega na unikalności konstrukcji. W
przypadku aut przedwojennych wystawienie na stoisku jakiegokolwiek egzemplarza będącego
produktem taśmowym nie jest problemem. Mimo że Forda T wyprodukowano w liczbie
ponad 15 milionów egzemplarzy, dziś niezależnie od przedstawianego wariantu,
jest on czymś wyjątkowym i przykuwającym uwagę. Czy podobnie ludzie
zareagowaliby na zwykłego Ford Focusa w dieslu z 2010 r.? Nie, po prostu by go
ominęli i poszli dalej. A jeśli byłaby to limitowana wersja RS500? Wtedy
sytuacja zmienia się diametralnie i Focus staje się obiektem westchnień.
Zaczynam czuć się staro, gdy widzę supersamochody z lat
mojej młodości, które niegdyś były najszybszymi konstrukcjami na świecie, a
dziś są wystawiane na imprezie poświęconej klasykom. W Topaczu na różnych
stoiskach wystawiono aż trzy sztuki Mercedesa McLarena SLR (w tym jedną w
wersji roadster). Bezsprzecznie najlepszym autem imprezy było Bugatti Veyron w
pięknym srebrnym kolorze karoserii, połączonym z brązową kabiną. Niemal 20 lat
czekałem na możliwość zobaczenia na żywo jakiegokolwiek egzemplarza tego modelu.
Nie zawiodłem się, ponieważ zrobił on piorunujące wrażenie.
Na metryczkę nie zwraca się uwagę w przypadku restomodów,
będących współczesnymi interpretacjami najbardziej kultowych modeli aut. W tej
kategorii moją uwagę przyciągnęła Lancia Delta Futurista. Dwudrzwiowy
odpowiednik klasycznej Delty Integrale zaprezentowano w 2018 r. Jej głównymi
wyróżnikami (oprócz liczby drzwi) są – poszycie karoserii wykonane z włókna
węglowego, moc 330 KM przenoszona na cztery koła przez manualną skrzynię
biegów, 20 wyprodukowanych sztuk i cena na poziomie 300 tysięcy euro. Królem restomodów
pozostaje jednak Porsche 911. Podczas wystawy w Topaczu nie brakowało także
przerobionych egzemplarzy, głównie wczesnych wersji, unowocześnionych
współczesnymi elementami.
Tym, co wyróżnia Motoclassicę na tle innych zlotów o podobnej tematyce, jest jej różnorodność. Oprócz wyżej wspomnianych modeli moją uwagę przykuło jeszcze kilka pojazdów. Jednym z najbardziej podziwianych było Lamborghini Countach. Na stoisku McLarena główną gwiazdą był P1 GTR. Dużo hałasu za sprawą silników i klaksonów robiły amerykańskie ciężarówki – Kenworth, Peterbilt czy Mack. Obok nich stał niewielki Star C200 Jerzego Mazura, który ukazywał mało znaną wyścigową historię starachowickiej legendy. Moje rodzinne wspomnienia pobudził wiśniowy Polonez Caro (mój tata miał podobnego, co opisałem w artykule Samochód taty) oraz stojące niedaleko AWZ P70 (takim z kolei jeździł mój dziadek, o czym wspomniałem w tekście Protoplasta Trabanta). Wyjątkowo na tle innych aut wyróżniał się niewielki Saab 92 w wyścigowej specyfikacji mającej przypominać o rekordach pobijanych na słonej równinie w Bonneville. Unikatowo prezentowały się także hot rody ustawione obok innych stuningowanych samochodów ze Stanów Zjednoczonych.





























































































Komentarze
Prześlij komentarz