Pocztówka z Chorwacji

W tym roku po raz pierwszy pojechałem na zagraniczne wakacje. Celem była Baška Voda położona 1500 km od mojego domu. Poza odpoczynkiem moim głównym celem było poznanie, czym charakteryzuje się motoryzacja w Chorwacji.

Nim dotarłem do ojczyny Rimaca, Luki Modricia i rakiji musiałem pokonać kilkaset kilometrów prowadzących przez Polskę, Słowację i Węgry. Podróż zaczęła się o godzinie 4 rano za kierownicą Skody Kamiq i początkowo wiodła niemalże pustą trasę S5 w kierunku Wrocławia. Większy ruch zaczął się dopiero na obwodnicy stolicy Dolnego Śląska, a na autostradzie A4 tradycyjnie płynna jazda była utrudniona przez dużą liczbę ciężarówek, które mimo zakazu często się wyprzedzały. Po zjeździe z A4 skierowałem się ku przejściu granicznemu w Zwardoniu. Słowacja przywitała mnie dwupasmową drogą prowadzącą wysokimi estakadami, z których roztaczały się piękne widoki i długimi tunelami. Niestety jeden z tuneli był zamknięty, co spowodowało zjazd na boczne drogi i utknięcie w korku. Mimo tych niewielkich komplikacji dalsza trasa w kierunku Bratysławy przebiegła bez dalszych trudów.

Po minięciu stolicy Słowacji przywitały mnie Węgry. O kraju tym nie jestem w stanie powiedzieć za dużo dobrego. Poruszałem się zachodnią częścią państwa w kierunku przejścia granicznego w Letenyei. Niestety na trasie tej nie było za dużo dróg szybkiego ruchu, co zmusiło mnie do przejazdu przez węgierską prowincję. Śmiało mogę nazwać to miejsce Podlasiem Europy. O ile stan samych dróg był w miarę dobry, to wszystko to, co je otaczało już takie fajne nie było. Większość domów na wsiach wyglądała tak samo i prawie każdy kwalifikował się do generalnego remontu. Ku mojemu zaskoczeniu najczęściej spotykanym na Węgrzech autem było Suzuki Swift z lat 90.

Dobrodošli u Hrvatsku

Przekroczenie rzeki Mury oznaczało wjazd do upragnionej Chorwacji. Trasa wiodła autostradą w kierunku Zagrzebia. Otaczające drogę krajobrazy zmieniły się na górzyste, gęsto porośnięte lasami. Już po paru kilometrach jazdy w Chorwacji zauważyłem, że lokalni kierowcy są bardzo temperamentni, a wszelkie limity prędkości są postrzegane w sposób dość liberalny. Górna granica prędkości na autostradzie wynosi bowiem 130 km/h, ale często obniżana jest do 80-100 km/h, ze względu na tunele, koleiny czy uszkodzone bariery energochłonne. Wiecie, jak miejscowi reagują na te zmiany limitu? Wcale. Jadąc przepisowo, jest się wyprzedzanym przez absolutnie wszystkich. Na jednym z fragmentów drogi, przez kilkadziesiąt kilometrów obowiązywał stały limit 100 km/h. Początkowo zwolniłem do tej prędkości, ale szybko stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu. Przyspieszyłem więc do 130 km/h, ale nadal wszyscy mnie wyprzedzali.

Minięcie Zagrzebia obwodnicą spowodowało zjazd na trasę prowadzącą wzdłuż wybrzeża. Zmianie uległ krajobraz, ponieważ wysokie drzewa ustąpiły tutaj miejsca karłowatym iglakom, a na wszelkich przewyższeniach terenu widoczne były gołe skały. Właśnie tak wyobrażałem sobie drogi w tym kraju. Najlepszym fragmentem, który śmiało mogę nazwać najwspanialszą i najbardziej cudowną trasą, jaką jechałem był odcinek w okolicach Zadaru. Prowadzi on na przemian tunelami i stromymi zboczami, wijąc się w dół i zakręcając o 180 stopni. Po jednej stronie jezdni pną się pionowe skały, a po drugiej widać Adriatyk. Coś cudownego. Gdybym mógł, jeździłbym tym odcinkiem w tę i z powrotem cały dzień. Właśnie w tym miejscu zrozumiałem, dlaczego motocykliści tak często odwiedzają ten kraj – żeby pojeździć i rozkoszować się widokami.

Ze względu na górski charakter Chorwacji, na autostradach często występują tunele. Jadąc do Baškiej Vody, naliczyłem ich niemal 30. Rozrzut długości był między 135 m, a niemal 6 km. Obowiązują w nich limity prędkości między 80 a 100 km/h i trzeba mocno skupić się w czasie jazdy, ponieważ nie ma tam pasów awaryjnych, a granicami pasów są wysokie krawężniki.

Ostatni część trasy, czyli zjazd z autostrady do Baškiej Vody także prowadził przez tunel. Podróż zakończyła się dokładnie po 1501 kilometrach, po godzinie 22. Wiedziałem już, jak wyglądają Chorwackie drogi, ale nie miałem jeszcze obrazu tego czym jeżdżą Chorwaci.

Motoryzacyjny obraz

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że przebywając przez większość czasu w miejscowości o charakterze turystycznym, spore grono napotykanych aut miało zagraniczne tablice rejestracyjne. Najwięcej było Polaków, Bośniaków, Czechów i Ukraińców. W zalewie tych samochodów można było trafić na coś, co datą produkcji i kształtem wyróżniało się na parkingu. Tym autem był najczęściej VW Golf I lub II generacji. Podejrzewam, że większość napotykanych egzemplarzy mogła pochodzić z pobliskiej fabryki w Sarajewie. Ze względu na suchy klimat i brak soli na drogach, popularne są też inne samochody z lat 80. i 90., których największą wadą jest wypalony od słońca lakier. Oprócz wiekowych Golfów widziałem dużo Audi (głównie 80 i 100) oraz Mercedesów (W123, W124, W190). Zasmucił mnie fakt, małej liczby klasycznych BMW (nowszych, głównie e46 było wiele), przemknęło mi tylko w oddali jedno E30 i E21. Miłym zaskoczeniem była z kolei obecność Renault 4, w ciągu tygodniowego pobytu w Chorwacji widziałem aż 3 sztuki.

Większość samochodów, o których tu wspominam, zaobserwowałem podczas podróży lokalnymi drogami z Baškiej Vody do Splitu. W czasie tej drogi mym oczom ukazał się także bałkański skarb narodowy w postaci Zastavy. Ładnie utrzymany model 750 właśnie wyjeżdżał z garażu i dzięki refleksowi mojej żony udało się go uwiecznić na zdjęciu. Spośród lokalnych wyrobów udało mi się jeszcze zobaczyć Yugo Koral oraz Zastavę 1100.

Motoryzacyjny obraz Chorwacji uzupełniają jednoślady. Przeważnie są to skutery o pojemności od 50 cm3 aż do ponad 500 cm3. Wśród marek króluje tu Yamaha, szczególnie w segmencie o wyższych pojemnościach.












Komentarze